Rozdział 27 – Tragedia w Surdonie.
Kaname stał zszokowany na środku pokoju i patrzył nieprzytomnym wzrokiem na drzwi, za którymi zniknął Hanabusa. Nie mógł uwierzyć, że Aidou tak po prostu go opuścił. Poczuł, że nogi się pod nim uginają i upadł na podłogę.
- Czy ze mną jest coś nie tak, że
wszyscy mnie opuszczają? Ale przecież Hanabusa mi obiecał, że
zawsze będzie przy mnie. Złamał obietnicę. A w pizdu! Niech robi
sobie, co chce nie potrzebuję go. Sam znajdę Zero. - podszedł do
łóżka i położył się na nim. – Niech ich wszystkich szlag
trafi.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hanabusa biegł szybko przez opuszczone
ulice. Co chwile patrzył za siebie.
- Co ja
wyprawiam? Mam jeszcze jakieś głupie nadzieje? On nigdy by za mną
nie wybiegł. - zatrzymał
się przy jakimś murze i oparł się o niego plecami. Zjechał na
ziemię. Podkulił nogi, objął je ramionami i położył głowę na
kolanach. - Czy dobrze zrobiłem opuszczając
go? Tak dobrze. To nie mogło trwać wiecznie. A poza tym, kiedy
odnalazłby Zero to i tak by mnie opuścił i nawet nie zastanawiałby
się nad tym, że to mnie strasznie boli. Dobrze zrobiłem. Dobrze.
Ale dlaczego nie czuję się z tym dobrze? Czuję się tak okropnie.
Tak mi ciężko i tak bardzo mocno boli mnie serce. Nie. Muszę się
nauczyć żyć bez niego.
Wstał z ziemi i odszedł tylko sobie
znanym kierunku.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
- Kaname. Kaname. Obudź się proszę.
– powiedział Gabriel.
- Co się stało?
- Pomyślałem, że to bardzo dziwne,
że śpisz. Powiedz mi czy wczoraj wieczorem coś się stało? Gdzie
jest Hanabusa?
- Nie żyje, przynajmniej dla mnie. –
powiedział z jadem w głosie. – Zdradził mnie. Nie dotrzymał
obietnicy. ON DLA MNIE NIE ISTNIEJE! I NIGDY WIĘCEJ NIE CHCĘ O NIM
SŁYSZEĆ! ZROZUMIANO?! A teraz chcę wrócić do domu, a ty masz
cały czas szukać Zero.
- Dobrze. – Gabi patrzył na niego
zatroskany. – Wybacz Kaname, ale już dawno chciałem ci to
powiedzieć. Czy nie lepiej by było zostawić Zero w spokoju? – w
brązowych oczach zawitała czerwień, zielonooki zaczął się cofać
ze strachu. – Chodzi mi o to, że gdyby Zero chciał do ciebie
wrócić to by wrócił, albo dał się odnaleźć. Tyle lat już go
ścigasz. Może czas najwyższy odpuścić.
- Sugerujesz, że on mnie już nie
kocha?! – wrzasnął.
- Tak Kaname. Właśnie tam myślę. –
kontynuował spokojnie wampir. – Z biegiem czasu nasze uczucia się
zmieniają. Postępując w ten sposób ranisz tylko siebie i
Hanabusę. Przecież to dlatego odszedł. On cię kocha ponad swoje
życie. Nigdy nie widziałem nikogo tak beznadziejnie zakochanego jak
on. Ale ile można żyć w ten sposób. Dlaczego sobie nie odpuścisz
i nie pozwolisz Zero odejść? Możesz sobie inaczej ułożyć życie.
Czerwień zniknęła z brązowych oczu.
- Już jest za późno. On mnie też
opuścił.
- Nigdy nie jest za późno na naprawę
swoich błędów. Ludzie potrafią uczyć się na swoich błędach.
Dlaczego nie weźmiesz z nich przykładu i sam się tego nie
nauczysz?
- A co z naszymi więziami.
- To my je tworzymy, to zależy tylko
od nas samych. Ciebie i Zero zawsze będzie łączyła silna więź,
ale czy to jest miłość? Myślę Kaname, że wpadłeś w swego
rodzaju rutynę. Przez tyle lat go szukałeś, że stało się to dla
ciebie chlebem powszednim. Ale czy ty naprawdę go jeszcze kochasz, a
może w twoim sercu zagościł ktoś inny, ale ty sobie nawet z tego
sprawy nie zdajesz. Myślę, że warto się nad tym zastanowić.
Uporządkować swoje uczucia.
- To nie ma sensu. Teraz mam zaczął
poszukiwać Hanabusę? Nie mam na to wszystko siły. Najpierw Zero, a
teraz Hanabusa. Ja chyba się pogubiłem w tym wszystkim.
Zaczął iść w stronę drzwi.
- Co zamierzasz teraz zrobić? –
zapytał się Gabriel.
- Wracam do domu. Gabi. – spojrzał
na wampira. – Nie szukaj już Zero.
Odwrócił się.
- A Hanabusę?
- Muszę sobie wszystko przemyśleć.
Poukładać. – zaczął iść w stronę drzwi. Nagle zatrzymał się
i odwrócił. – Poszukaj jakiś informacji o Serafinie.
- Serafinie? – Gabriel był
zaskoczony.
- Tak. Dowiedz się o nim jak
najwięcej.
- Dobrze. Postaram się coś znaleźć.
- Jak coś znajdziesz to daj mi znać.
Mi osobiście, a nie pośrednim osobą. No chyba, że to będzie
Hanabusa albo Zero.
- Dobrze. Od razu zacznę poszukiwania.
- Dziękuję Gabrielu. – uśmiechnął
się do wampira i wyszedł z pokoju.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
- Niech to szlag. Nienawidzę Włoszech.
– powiedział wściekły Zero wychodząc z samolotu. – Wszędzie
gdzie spojrzysz to krzyże, albo jakieś chrześcijańskie obrazki.
Porzygać się można.
- Oj nie przesadzaj. Przecież to nie
działa na wampiry.
- Może i nie zabija, ale mnie
strasznie wkurza. I kto by pomyślał, że demony wybiorą sobie
takie miejsce schadzek. W Surdonie znajduję się jeden z
najstarszych zakonów. I w ogóle jest tu dużo kościołów i
cmentarzy. Większość miasta należy do Kościoła. Demony raczej
unikają takich miejsc.
- To jest naprawdę bardzo dziwne. Coś
musi być tu nie tak skoro jest tutaj tak dużo demonów.
- Mam pewną teorię, ale wolałbym
żeby pozostała tylko teorią.
- Chyba wiem co ci chodzi po głowię.
Myślisz, że mieszkańcy Surdony specjalnie dają się opętywać
przez demony.
- Jak powiedziałem. Wolałbym żeby to
pozostała tylko teoria. Ale jeśli mam rację to sprawa jest
poważniejsza niż nam się wydaje. Możemy mieć do czynienia z
niezwykle potężną sektą.
- Sektą? – przestraszyła się Aya.
- Mam nadzieję, że się mylę.
- Ty rzadko się mylisz Zero.
- Przywołaj Aranela. Lepiej żeby był
w pogotowiu.
- Witam państwa. Jesteście zapewne
wysłannikami Krwawej Róży. – usłyszeli za sobą dźwięczny,
dziewczęcy głos.
Odwrócili się. Przed nimi stała
wysoka rudowłosa kobieta, o czarnych jak węgiel oczach.
- Nazywał się Martina Falaci. Miło
mi was poznać. Czekałam na was.
- Dzień dobry. Nazywał się Aya, a
ten tutaj maruda to Zero. – przedstawiła ich Łowczyni.
- Miło mi was poznać. Tak się
cieszę, że wreszcie ktoś przyjechał.
- Może nam pani powiedzieć, kim pani
jest? – zapytała się brunetka.
- No więc jestem, jakby tu powiedzieć…
- Watykan ją przysłał, żeby
sprawdziła co tu się dzieje. – przerwał jej Zero.
- Tak, ale skąd pan wie?
- Jesteś przesiąknięta zapachem
kadzidła używanego tylko i wyłącznie w Watykanie.
Kobieta otworzyła szeroko oczy ze
zdumienia.
- Więc jest pani zakonnicą. –
stwierdziła Aya.
- Nie. Nie jestem zakonnicą. Ale
prawdą jest, że jestem z Watykanu. Należę do pewnej organizacji,
która została w tajemnicy powołana przez Watykan do walki z
demonami. Ale nie mogę zdradzić jej nazwy.
- Więc można powiedzieć, że jest
pani egzorcystką?
- Tak.
- Chyba jakoś sobie nie radzisz z tymi
egzorcyzmami skoro nas tu wezwano. A wiadomo, że Watykan i Krwawa
Róża za bardzo za sobą nie przepadają. – powiedział oschle
wampir.
- Mamy po prostu inne metody.
- I kiedy wasze zawodzą, to my musimy
za wami sprzątać.
- Zero uspokój się. Proszę nam
powiedzieć, co się właściwe tutaj dzieje?
- Przyjechałam tutaj dokonać
egzorcyzmu na 10-letniej dziewczynce. Udało mi się usunąć z jej
ciała demona. Kika dni później, kiedy miałam już wracać,
zgłosiło się kilka matek, które twierdziły, że ich dzieci są
opętane przez demony. Zebrałam te wszystkie dzieci, a była ich 6,
w jednym miejscu i dokonałam egzorcyzmów. Ale liczba opętanych
ludzi wzrastała z każdym dniem.
- Czy cały czas były to dzieci?
- Z początku tak, ale potem i dorośli
byli opętywani.
Wampir milczał i przysłuchiwał się
całej rozmowie.
- Czy przed twoim przyjazdem stało się
tutaj coś strasznego. Coś, o czym mieszkańcy nie chcą mówić. –
zapytał nagle.
- Chyba tak. Wszyscy mieszkańcy bardzo
dziwnie się zachowywali. Byli tacy milczący. Całe dnie
przesiadywali w kościołach, gdyby księża im pozwolili to
najchętniej by tam nocowali. Kiedy ich pytałam co się stało, oni
milczeli, nie chcieli mi nic powiedzieć. A księża też milczą.
- Już mi wyśpiewają wszystko. –
Kiryuu zatarł ręce.
- Hehehe. On tak tylko żartuję. –
Aya złapała wampira mocno za rękę i szepnęła do niego. –
Przestań się tak zachowywać idioto. Wszystkich przestraszysz.
- Chcę po prostu wykonać to zadanie
jak najszybciej i wracać do Japonii. Odwiedźmy najpierw tutejszy
komisariat. Może czegoś się tam dowiemy.
- Raczej wątpię. – powiedziała
Martina. – Już rozmawiała z komendantem.
- Więc używałaś złych metod.
- Zero. – ostrzegła do Łowczyni. –
Nie zwracaj na niego uwagi.
- Mnie na pewno posłuchają.
- Życzę powodzenia. – powiedziała
Falaci.
- No dobra to chodźmy na ten
komisariat. – zniecierpliwiła się Aya.
- To miasto jest strasznie wyludnione. – stwierdziła Aya po 10 minutach marszu.
- Ludzie nawet za dnia nie wychodzą z
domów i boją się każdego obcego. – odezwał się Martina.
W końcu po 20 minutach marszu stanęli
przed komisariatem. Podobnie jak większość budynków w miasteczku,
tak i komisariat był wybudowany z kamienia. Chodząc po tych
wąziutkich uliczkach, pomiędzy kamiennymi budynkami miało się
wrażenie jakby w tym miasteczku czas się cofnął do starożytności.
Cała trójka weszła do budynku. Aya zadrżała z zimna.
- Przynajmniej nie potrzebują
klimatyzacji. – stwierdziła.
- Dzień dobry. Czym mogę służyć? –
przywitał się gruby czarnowłosy mężczyzna.
- Chcielibyśmy rozmawiać z
komendantem. – powiedział Zero.
- Ja jestem komendantem. Pablo Costa.
Witam panno Falaci.
- Dzień dobry. – odpowiedziała
kobieta.
- Zostaliśmy tu przysłani, żeby
wyjaśnić tę dziwna sytuację. – zaczęła Aya. - Czy mógłby
pan nam powiedzieć, czy przed tymi wszystkimi dziwnymi zjawiskami,
zdarzyła się w miasteczku jakaś tragedia?
- Nie. To bardzo spokojne miasteczko. –
opowiedział mężczyzna i w tym samym momencie został przygwożdżony
do ściany przez Zero.
Jego stopy ledwo dotykały podłogi.
Kiryuu ściskał go za szyję, a jego oczy przybrały krwisty kolor.
- Słuchaj śmieciu. – warknął
wampir. – Nie mam czasu na zabawę z tobą. Albo mi zaraz wszystko
wyśpiewasz, albo… - ścisnął jego szyję.
- Bożę! Toż to demon! – krzyknęła
przerażona Martina.
- Zero jest wampirem czystejkrwi. –
powiedziała spokojnie Aya. – Nie bój się Martino. – podeszła
do przyjaciela i walnęła go pięścią w głowę (oczywiście Zero
ledwo to poczuł – dop. aut.) – Zachowuj się idioto! Mamy tych
ludzi obronić, a nie robić krzywdę.
Zero uspokoił się i opuścił
mężczyznę na ziemię. Brunetka podszedł do komendanta i spojrzała
mu prosto w oczy.
- Czy teraz będzie pan tak miły i nam
wszystko opowie?
- Ttttakkk. – wyjęczał.
- No. Taką współpracę to ja
rozumiem. Widzisz Zero, wystarczy być odrobinkę miłym. –
uśmiechnęła się do wampira. – Zero przestań patrzyć wampirzym
wzrokiem.
- Jesteś upierdliwa. – powiedział,
a jego oczy na stały się srebrne.
Costa zaprowadził ich do swojego
gabinetu. Usiadł za biurkiem, a kobiety naprzeciwko niego. Zero
stanął pod drzwiami i uważnie przyglądał się policjantowi.
- Jeśli pan skłamie, będę o tym
wiedział. – odezwał się.
- No to słuchamy. – powiedziała
Martina.
- Kilka tygodni temu stała się pewna
tragedia. W Surdonie doszło do bardzo brutalnego, powiedziałbym, że
wręcz rytualnego zabójstwa. Została wymordowana rodzina pewnego
robotnika, który przyjechał tu żeby pracować na budowie mostu.
Pewnego wieczoru wrócił do domu, a tam znalazł całą swoją
rodzinę w wielkiej kałuży krwi. Dwójka małych dzieci i żona.
Zabójca został złapany i staną przed sadem. Okazało się, że
podczas śledztwa, jaki i przebiegu sprawy ktoś gdzieś popełnił
poważny błąd i morderca wyszedł na wolność. Robotnik był
wściekły, że morderca jego rodziny chodzi sobie spokojnie na
wolności. Zabił go tak samo jak on zabił jego rodzinę, a potem
zrobił to samo z komisarzem, który prowadził tę sprawę i z
sędzią. A potem zabił się sam. Od tamtego czasu w naszym
miasteczku dzieją się dziwne rzeczy.
- A więc jest tak jak myślałem. –
odezwał się Zero. – Mężczyzna był załamany śmiercią swojej
rodziny. W zamian za zemstę pozwolił opętać się demonowi. Jednak
potem mężczyzna popełnił samobójstwo, więc demon musiał
poszukać nowego ciała do opętania.
- Czegoś tu nie rozumiem. – odezwała
się Martina i spojrzała na wampira. – Skoro ten mężczyzna był
opętany przez demona, to ten demon miał nad nim władze. Wiec jak
mógł się zabić?
- Czasami człowiek może pokonać
demona, który w nim drzemie. Jeśli ma wystarczająco silną wolę.
Mężczyzna był załamany po stracie rodziny i pragnął, ponad
wszystko, się z mną połączyć. To było tak silne uczucie, że
dał radę pokonać demona. – wyjaśniła Aya.
- Tak mogłoby być, ale myślę, że
demon sam doprowadził do śmierci tego mężczyzny. – odezwał się
Kiryuu po dłuższym zastanowieniu. - Wiadomo jest przecież, że gdy
ktoś popełnia samobójstwo, to jego dusza zostaje przeklęta i
trafia do piekła. I może stać się demonem.
- Więc myślisz, że… - zaczęła
Aya.
- Nienawiść tego mężczyzny, a także
ból po stracie najbliższy, zrobiły z niego demona. To on i demon,
który go opętał błądzą po tym mieście. Szukają niewinnych
duszyczek, czyli dzieci. Przywołują inne demony, a te opętują
dzieci.
- A potem zaczynają polować na
dorosłych ludzi. – wtrąciła się Martina.
- Tak. Ale dlaczego coś takiego
dzisiaj się akurat tutaj? – zdziwiła się Aya.
- Myślę, że wiem dlaczego. –
odezwała się Falaci. – W czasach inkwizycji Surdona była jedną
z głównych miejsce, gdzie odbywały się masowe egzekucje. Gdzieś
tutaj musi się znajdować cmentarzysko czarownic.
- To by wiele wyjawiało. –
powiedział Zero. – Nie wszyscy ludzie, którzy byli zabijani przez
inkwizycję byli demonami, czy czarownicami. Prawdę powiedziawszy
inkwizycja bardzo wiele razy popełniała błąd i skazywała na
śmierć niewinnych ludzi. Ale jak widać, w Surdonie musiało dość
do egzekucji prawdziwych czarownic, demonów i tym podobne. Tak wiec
musimy tylko odnaleźć cmentarzysko czarownic, poświęcić tą
ziemię i po kłopocie. Jest tutaj wysłannik Watykanu, wiec nie
będzie z tym problemu. A ja i Aya zajmiemy się demonami.
- Ale ja nie jestem zakonnicą, nie
mogę odprawić takich modłów. – zawahała się rudowłosa.
- Ale jesteś egzorcystką. To
wystarczy. – powiedział wampir. – Od razu się tym zajmiemy. Im
szybciej tym lepiej.
- Zero jesteś w gorącej wodzie
kąpany. – skomentowała Aya.